Welcome To… Nowe Las Vegas – recenzja
Jeśli śledzicie moje wpisy na Facebooku, to zapewne wiecie, że jestem dużym fanem Welcome To… Podstawka była fajna, ale solo brakowało magii. Wtedy pojawił się pierwszy dodatek z nowym wariantem solo i oto gra stała się idealna, a kolejne dodatki, które dodają jakiś niewielki, mechaniczny twist, kupowałem już w ciemno. Nic więc dziwnego, że kiedy pojawiła się zapowiedź Las Vegas, które miało być nową grą opartą na starych zasadach, to natychmiast zajęła ona wysokie miejsce na liście życzeń. Gdy pojawiła się w sklepach, trafiła też od razu do mojej kolekcji. Po kilkunastu grach sądzę, że jestem w stanie z dużą pewnością odpowiedzieć na pytania czy Las Vegas to dobra gra i czy warto mieć ją w swojej kolekcji.
Od razu uprzedzam: Welcome To… Nowe Las Vegas to zupełnie nowa gra. Wiele rzeczy zostaje po staremu, ale nowości jest na tyle dużo, że wyraźnie czuć powiew świeżości. Tym bardziej, że całość jest o wiele bardziej skomplikowana i wymagająca, ale o tym za chwilę.
Nowe Las Vegas
Po staremu zostaje trzon gry: mamy arkusz, na którym wpisujemy numery budynków, mamy też karty, które po jednej stronie mają liczby od 1 do 15, a po drugiej jedną z pięciu akcji. W grze na dwóch i więcej graczy będziemy mieli trzy pary liczb i akcji do wyboru, a w grze solo dobieramy 3 karty i sami decydujemy którą kombinację liczba-akcja wybierzemy, trzecią kartę oddając naszemu wirtualnemu rywalowi. Brzmi jak stare dobre Welcome To…, ale i arkusze mamy nowe, i akcje. Na szczęście wariant solo jest już tym świetnie zaprojektowanym i dobrze znanym z dodatku, więc od razu możemy rzucić się w wir pokonywania coraz trudniejszych przeciwników, którzy charakteryzują się różnymi stylami gry. Cud, miód, malina!
Zmianom uległo więc wiele rzeczy:
Cały arkusz zajmują hotele, a dopiero druga jego strona przeznaczona jest na punktację. Dzięki temu mamy o wiele więcej możliwości: przede wszystkim 4, a nie 3 ulice. Mamy na nich od 9 do 11 kasyn, które zastępują w tej części domy. Tym razem nie budujemy jednak żadnych osiedli, nacisk położono bowiem na zupełnie inne rzeczy.
Po pierwsze, gdy zapełnimy wszystkie kasyna w pionowej kolumnie, budujemy znajdujący się pod nimi hotel. Jeśli byliśmy pierwsi, to duży, jeśli nie, to mały. Dają nam one dodatkowe punkty na koniec gry, a także liczą się do niektórych projektów.
Po drugie, w górnym rzędzie mamy pola golfowe. „Zdobywamy” je budując kasyna jeden obok drugiego, jeśli więc zaczniemy od pierwszego, musimy budować po kolei, jeżeli nie chcemy stracić cennych dołków – każdy jest wart punkty na koniec gry.
Po trzecie, budując kasyna powinniśmy starać się tworzyć nieprzerwane ciągi liczb parzystych lub nieparzystych, bowiem to również zapewnia nam punkty, czasem w imponującej wręcz ilości. Nie jest to łatwe, ale na pewno bardzo opłacalne.
Wreszcie po czwarte, część kasyn jest zamknięta, co oznacza, że zanim będziemy mogli wpisać w nie liczbę, musimy za pomocą akcji je wybudować. Musimy to również zrobić, gdy w danej kolumnie chcemy mieć wybudowany hotel.
Jak widzicie, w kwestii budowy dzieje się naprawdę sporo i trzeba się o wiele bardziej nakombinować, żeby pogodzić ze sobą wszystkie „potrzeby”. A to jeszcze wcale nie koniec…
Kolejna nowa rzecz to pokazy. Działają one co prawda w podobny sposób do basenów, a więc wpisując liczbę do kasyna mającego możliwość wystawienia pokazu, możemy skorzystać również z akcji pokazu, by zaznaczyć go i otrzymać za to punkty. Różnica z basenami polega na tym, że mamy dwie ścieżki do wyboru: jedna daje więcej punktów, ale zmusza nas do zaciągnięcia pożyczek, których spłata nastąpi dopiero po kilku pokazach, druga daje nam mniej punktów, ale pożyczki spłacają się szybciej.
Zaraz, jakie pożyczki? No niestety, Las Vegas rządzi się swoimi prawami i bez walizek pieniędzy niewiele jest tam do roboty. Na początku gry w tajemnicy przed innymi decydujemy, czy chcemy wziąć kredyt z banku, czy nie. Dopiero na koniec gry każdy gracz pokazuje swoją decyzję i jeśli większość wybrała kredyt, każdy dostanie 4 pliki banknotów. Jeśli mniejszość, każdy dostanie po 2 pliki. Jeśli nikt nie chciał wziąć kredytu, nikt nic nie dostanie. Pieniądze są o tyle ważne, że jeśli na koniec gry wzięte przez nas pożyczki (za budowę kasyn, pokazy, wykorzystywanie specjalnej akcji budowy) przekroczą liczbę zdobytych banknotów (z kredytu i przejażdżek limuzyną), to tracimy aż 20 punktów.
Zaraz jaką znowu limuzyną??? Na arkuszu mamy lotnisko, z którego wyjeżdża limuzyna. Za każdym razem, gdy skorzystamy z akcji poruszania limuzyną, możemy pojechać do następnej latarni. W zależności od kasyn, które miniemy po drodze, możemy otrzymać na koniec gry punkty lub właśnie pieniądze. Musimy jednak uważać, ponieważ jeśli nie wrócimy na lotnisko przed końcem gry, stracimy sporo punktów za każdy odcinek trasy, którego zabrakło nam do powrotu.
Kolejną nową akcją jest Otwarcie. Pozwala nam ona skreślić jedno pole na torze otwarcia. Każde dwa skreślone pola pozwalają nam wykonać akcje znane z podstawowej wersji Welcome To…: możemy zmienić wartość liczby na karcie o +/- 1 lub 2, możemy skorzystać z dowolnej akcji zamiast tej, którą wybraliśmy na karcie, a także możemy otworzyć drugie kasyno w tej samej rundzie. Co więcej, będzie miało ono ten sam numer, co przylegające do niego kasyno, co czasem znacznie ułatwi proces zapełniania kolejnych pól. Akcje te możemy wykorzystywać raz na rundę, są jednak oczywiście tego minusy: po pierwsze, zużyte pola nie liczą się do końcowej punktacji, a po drugie, otwarte w ten sposób kasyna zmuszają nas do zaciągnięcia pożyczki, której spłaty teoretycznie nigdy nie możemy być pewni.
Ostatnia akcja to Ulepszenia, a więc dobrze nam znany z podstawowej wersji gry Pośrednik nieruchomości. Tam jednak zwiększał nam on punkty za osiedla, tu mamy więcej rzeczy do wyboru. Możemy zwiększyć ilość punktów przyznawaną za dołki na polu golfowym, za małe i duże hotele, za kasyna mijane przez limuzynę oraz za bonus, który otrzymamy na każdej ulicy, na której mamy największy ciąg parzystych/nieparzystych numerów. Możemy również zmniejszyć ilość karnych punktów za odległość limuzyny od lotniska.
Wrażenia z wycieczki do Las Vegas
Jak widzicie, nowości i możliwości jest mnóstwo i przyznam szczerze, że po pierwszej lekturze instrukcji miałem całkowity mętlik w głowie. Usiadłem do gry i absolutnie nie wiedziałem co mam robić. Dopiero po kolejnej lekturze i jeszcze dwóch partiach wiedziałem już wszystko i mogłem zacząć planować jak stworzyć Las Vegas swoich marzeń.
Gra daje masę możliwości i satysfakcji. Jest naprawdę trudna, a walka z innymi graczami nie sprowadza się jedynie do tego, kto pierwszy zdobędzie projekty. W wersji Nowe Las Vegas walczymy też o hotele, a także ciągi parzystych/nieparzystych liczb na każdej ulicy: nie tylko zdobywamy tyle punktów, ile ma najdłuższy nasz ciąg, ale jeśli jest dłuższy od rywali, to zdobywamy też dodatkowe punkty. Nawet decyzja o wzięciu kredytu na początku gry może w pewien sposób popsuć szyki rywalom, ale też nam, jeśli każdy pomyśli tak samo i nikt nie weźmie pożyczki.
W grze solo zachowany został wspaniały system z pierwszego dodatku do Welcome To…, mamy więc 6 przeciwników o rosnących poziomach trudności, a także 4 kolejnych nazwanych tylko imieniem, którzy zapewne są jeszcze silniejsi niż pozostała szóstka. Każdy zdobywa punkty na nieco inne sposoby, przez co gra z nimi wymaga od nas nie tylko odpowiedniego i skutecznego planu działania, ale też zmusza nas do przywiązywania bardzo dużej uwagi do tego, jakie karty, a nawet w jakiej kolejności, oddajemy w każdej turze rywalowi. Możecie mi uwierzyć, że na wyższych poziomach czacha dymi!
Zapewne już się domyślacie, ale niech stanie się to teraz oficjalnie: Welcome To… Nowe Las Vegas to moim zdaniem świetna gra! Wkręciłem się w nią strasznie i nigdy nie odmówię partii. Uwielbiam to kombinowanie ze wstawianiem liczb, ale w Las Vegas mamy o wiele więcej do roboty. Możemy obrać różne taktyki i doskonalić je, możemy łapać wiele srok za ogon, a projekty skupiające się na różnych rzeczach i mnogość rywali w grze solo sprawiają, że praktycznie żadna partia nie będzie identyczna. Niby cały czas robimy to samo, ale jednak cały czas jest to coś innego.
Ja stałem się wielkim fanem i uwielbiam to, jak nowa wersja pali moje zwoje mózgowe. Doceniam również niesamowity kunszt, który pozwolił zrobić tak skomplikowaną grę z tak prostszej wersji, pozostawiając znany klimat, ale dodając wiele nowych rzeczy. Z jednej strony odnajdujemy się tu bez chwili wahania, a z drugiej jesteśmy przytłoczeni ogromem możliwości. Zdecydowanie polecam sprawdzić, choćby na Board Game Arenie, a jeśli chcecie zagrać ze mną partyjkę, to zapraszam serdecznie: jabulanix to właśnie ja.