Najlepsze gry dla jednego gracza, czyli #zostańwdomu #grajwplanszówki
Szalejący po świecie koronawirus sprawił, że wszyscy powinniśmy siedzieć głównie w domu, co dla wielu osób jest ciężkim przeżyciem. Dla introwertyka takiego jak ja nie ma nic lepszego – tym bardziej, gdy jest się fanem gier planszowych z pokaźną kolekcją. Na szczęście sklepy internetowe wciąż działają, jeśli więc nie wiecie co ze sobą robić w domu, a nie macie nikogo, żeby pograć w planszówki, spieszę z pomocą: oto 10 gier, w które można grać solo, które są stosunkowo tanie, łatwe i dostępne w wielu sklepach. Dzięki nim na pewno nie będziecie się nudzić.
Dziennik 29, Dziennik: Wyprawa 1907, Dziennik: Zagadkowa podróż (Fox Games)
To jest kapitalna zabawa za niewielkie pieniądze (każdy kosztuje w granicach 15-25 zł). Sam Dziennik 29 bardzo mi się podobał, ale okazało się, że kolejne jego wcielenia są jeszcze lepsze. Dzienniki to interaktywne książki z zagadkami, które (poza Dziennikiem 29) łączy również fabuła – wyraźnie zaznaczona w Zagadkowej Podróży i nieco mniej w Wyprawie 1907.
Na którą książkę się zdecydować? Mi osobiście najbardziej podoba się Zagadkowa Podróż, chociaż jest najprostsza i skierowana bardziej do młodszego odbiorcy. Jest za to miła, zabawna, a zagadki, chociaż najczęściej proste, potrafią zaskoczyć i sprawić od czasu do czasu problem. Najwięcej tu tekstu, w który zagadki zostały w pomysłowy sposób wplecione. Jest to też jedyna wersja, do której nie potrzeba telefonu czy komputera, co niewątpliwie jest dla wielu dużym plusem.
Dziennik 29 to w zasadzie tylko ciąg zagadek, jednak bardzo wciągających, zróżnicowanych i często bardzo wymagających. Wyprawa 1907 to rozwinięcie tego tematu: wprowadzono fabułę, która prowadzi nas po kolei przez kolejne zagadki. W obu przypadkach potrzebujemy jednak dostęp do internetu, gdzie na specjalnej stronie wpisujemy nasze odpowiedzi i otrzymujemy podpowiedzi, gdy nie będziemy mieli pomysłu na rozwiązanie.
Plusem Dzienników jest również to, że zajmują niewiele miejsca, możemy zawsze mieć je przy sobie, a także nie wymagają od nas dużej ilości czasu: siadamy i to od nas zależy, czy rozwiążemy 1-2 zagadki, czy od razu dojdziemy do połowy książki. Nie jest to częste w grach planszowych, które zwykle musimy skończyć, inaczej zawalają nam stół.
Welcome To… Miasteczko marzeń (Rebel)
Mówiłem to kilkukrotnie i powtórzę jeszcze raz: jest to zdecydowanie mój (i nie tylko mój) TOP 3 gier roll&write, chociaż w tym przypadku to akurat flip&write. Zdecydowanie polecam zakup razem z dodatkiem, który sprawia, że gra solo nabiera niesamowitych rumieńców (ok. 25 zł), ale i sama podstawka (ok. 55 zł) potrafi zapewnić wiele zabawy. Więcej o grze możecie dowiedzieć się z mojej recenzji, w której wyjaśniam również zasady:
Sherlock Holmes: Detektyw doradczy (Rebel)
Jeśli lubimy zabawę w detektywa, zagadki kryminalne i mroczne klimaty, to Sherlock Holmes będzie strzałem w dziesiątkę. Chociaż Detektyw i Kroniki zbrodni również są ciekawymi grami (wszystkie trzy tytuły porównywałem W TYM MIEJSCU), to postawiłem na Sherlocka głównie z tego powodu, że zapewnie najwięcej godzin zabawy, a tych zapewne w kolejnych tygodniach trzeba będzie w domu trochę spędzić. Detektyw doradczy to 10 scenariuszy, z których 3 łączą się w kampanię o Kubie Rozpruwaczu, a pozostałe tworzą osobną, zamkniętą całość. Zasady są bardzo proste, bowiem musimy przeczytać wstęp do każdego scenariusza, a potem, jak w typowej grze paragrafowej, podążać za kolejnymi numerkami, starając się jak najszybciej połączyć w całość wszystkie wątki. Gra rozgrywa się tu przede wszystkim w naszej głowie, bowiem decydujemy gdzie chcemy iść i czytamy odpowiedni paragraf, na podstawie którego podejmujemy kolejne decyzje. Mega klimatyczne i wciągające, a do tego zapewniające dobrą zabawę na wiele wieczorów.
Patchwork + Automa (Lacerta)
O tym połączeniu również nagrałem materiał wideo, więc odsyłam do niego. W skrócie powiem jednak, że o ile Patchwork to bardzo fajna dwuosobowa gra, tak z dodatkiem wprowadzającym możliwość gry solo robi się jeszcze lepszy. Głównie dlatego, że poziom trudności możemy dopasować idealnie pod własne umiejętności, a następnie stawiać sobie kolejne wyzwania. No i nie musimy nikogo namawiać na partyjkę 🙂 Szybka i prosta rozgrywka, wypalająca jednak zwoje mózgowe po drodze – typowy Uwe Rosenberg, chociaż gra typowa dla niego nie jest. A przynajmniej nie była, bo po niej kilka podobnych tytułów również wyszło spod ręki tego autora.
Aeon’s End (Portal)
Aeon’s End to gra typu deckbuilding, w której w trakcie rozgrywki zdobywamy nowe karty, wzmacniające naszą początkową, niewiele mogącą zdziałać talię. Im dłużej gramy, tym silniejsza staje się nasza talia i tym większe mamy szansę na pokonanie przeciwnika, jednak musimy się spieszyć, bowiem on nie stoi i nie czeka, aż zbierzemy odpowiednią moc i od początku próbuje pokrzyżować nam szyki. Gier tego typu jest sporo, ale Aeon’s End ma tę przewagę, że został wydany po polsku, jest łatwo dostępny, w miarę tani (ok. 100 zł), zapewnia niesamowitą regrywalność (kilku bohaterów i przeciwników, a do tego wiele rodzajów kart, z których w jednej grze wykorzystuje się tylko 9), a jeśli się spodoba, to dzięki dodatkom zapewnia niewyobrażalną wręcz możliwość rozbudowy. Aeon’s End nie jest może najlepszym deckbuildingiem pod względem klimatu czy mechaniki, ale dla mnie jest w ścisłej czołówce z wyżej wymienionych względów. Poza tym poziom trudności niektórych bossów sprawia, że śnią się po nocach.
Everdell (Rebel)
Dla mnie ta gra jest odkryciem 2019 roku i jestem wniebowzięty, że pojawiła się na polskim rynku, a co za tym idzie, pojawią się również dodatki. Everdell jest przepiękny, daje wiele frajdy i możliwości, jest na tyle prosty, że można potraktować go jako grę rodzinną, ale również na tyle rozbudowany i wymagający optymalizacji, że doświadczeni gracze nie powinni się przy nim nudzić. Nie ma w nim nic specjalnie odkrywczego, ale poziom wydania, cudowne grafiki i eleganckie połączenie znanych i lubianych mechanik sprawia, że Everdell to absolutnie szczytowe osiągnięcie gier, które przeznaczone są dla tak szerokiego grona odbiorców. Zobaczcie zresztą sami:
Kartografowie (Ogry Games)
Wiele z tego, co napisałem o Everdell, pasuje również do Kartografów, którzy szturmem podbili wszystkie rankingi gier roll&write (chociaż to również, podobnie jak Welcome To…, jest flip&write). To gra, której banalne wręcz zasady pozwolą usiąść i dobrze bawić się zarówno dzieciom, jak i dziadkom, ale planszówkowi wyjadacze też znajdą tu dla siebie wiele ciekawych rzeczy. O recenzję jeszcze się nie pokusiłem, ale zdradzę wam, że będzie bardzo pozytywna. Wspaniałe jest to, że każda rozgrywka ma inne warunki punktowania, a te przystosowane są do pojedynczego gracza w taki sposób, by zawsze stało przed nami konkretne wyzwanie. Jedynym mankamentem jest… brak kolorowych kredek/flamastrów w pudełku. Samym ołówkiem nasze rysowanie jest upierdliwe, mało intuicyjne i może sprawiać problemy w orientacji. Na szczęście ten problem łatwo naprawić, a sama gra jest naprawdę bardzo dobra. Naszym zadaniem jest rysowanie odpowiednich terenów, których właściwe umieszczenie na mapie pozwoli zdobyć punkty – w każdej grze mamy 4 losowo wybrane warunki punktowania, a w każdej z 4 rund punktuje inna para, co sprawia, że nie tylko w każdej grze, ale nawet w każdej rundzie musimy skupiać się na czymś innym, ale też myśleć przyszłościowo. Idealne połączenie w tego typu grach.
Raging Bulls
Tańszej gry nie znajdziecie nie tylko na tej liście, ale i w ogóle, ponieważ wystarczy wydrukować jedną kartkę A4 i można grać. Raging Bulls wymaga jeszcze tylko czegoś do pisania, linijki i trzech różnokolorowych kostek. Wszystko to powinien mieć nawet każdy, nawet niedzielny gracz w domu, a wydruk to koszt wręcz niezauważalny. Za tę nieistniejącą w zasadzie cenę dostajemy grę, która może bawić przez długi czas i nadaje się dla każdego. Co więcej, jeśli spodoba wam się podstawowa wersja, twórca udostępnił – również za darmo – dodatek, który wprowadza nie lada wyzwanie. Wszystko wyjaśniłem w dwóch filmikach na swoim kanale, ale proponuję zacząć od podstawowej wersji gry:
Roll Player (Ogry Games)
Uwielbiam kostki i manipulacje nimi, dlatego Roll Player od razu wpadł mi w oko. Pomogła w tym również tematyka, a w odróżnieniu od wielu innych graczy nigdy nie narzekałem na to, że po stworzeniu postaci gra się kończy, a nie dopiero zaczyna. Od pierwszej partii poczułem, że to świetna zabawa i do dziś tak mi zostało. Proste zasady, mnóstwo miejsca na kombinowanie i zdobywanie punktów, z których liczy się każdy jeden – osiągnąć maksymalny wynik jest naprawdę ciężko. Sama podstawka daje mnóstwo zabawy, ale jeśli poczujecie potrzebę czegoś więcej, to dodatek wprowadza kilka ciekawych mechanik i zwiększa pulę dostępnych możliwości. Dużo fajnej zabawy, której klimat jest co prawda umowny, ale mimo wszystko można tworzyć w głowie ciekawe historie na temat tworzonych przez siebie bohaterów.