Detektyw: Drugie dno – recenzja nowej sprawy

Detektyw wydawnictwa Portal to jedna z moich ulubionych gier. Podstawowa wersja sprawiła mi wiele radości i zapewniła kilka godzin doskonałej zabawy. Dodatek L.A. Crimes cofnął nas w czasie do lat 80. i wprowadził fajny klimat, a do tego ciekawe urozmaicenia w rozgrywce. Jak na tym tle wygląda pierwsza z Serii Sygnowanej sprawa, której autorem jest Rob Daviau? Niestety, tym razem nie jestem zachwycony. I jest to bardzo łagodne określenie.

MOŻE ZAWIERAĆ MINIMALNE SPOILERY

Tekst ten piszę zaraz po skończeniu scenariusza, dzięki czemu wciąż świeżo w pamięci mam nie tyle samą grę, co emocje jej towarzyszące. I, szczerze mówiąc, emocje te są zdecydowanie negatywne. Drugie dno zabiera nas w lata 70. i każe rozwiązać tajemniczą śmierć polityka. Pamiętacie badania i porównywanie śladów, policyjne raporty i przesłuchania podejrzanych z podstawowego Detektywa? Tu nic takiego nie uświadczymy. Jeśli tak wtedy działali policjanci, to chciałbym być czarnym charakterem w tamtych latach.

Tropy prowadzą nas w 2 podstawowych kierunkach, od których odchodzą kolejne odnogi. Niestety, oba główne tropy są tak naprawdę mało ciekawe – nie chcę zdradzać nic więcej, ale dla mnie wiało nudą na kilometr. Niestety, 4 dni śledztwa minęły i nic się nie zmieniło, a raport końcowy powitałem z uśmiechem zadowolenia, że to już koniec. Tematyka Detektywa i L.A. Crimes była o wiele ciekawsza i wciągająca.

Sam raport był niezwykle zaskakujący, ponieważ część pytań była dla mnie absolutnym zaskoczeniem, że podobne wydarzenia miały miejsce… a i tak na wszystkie odpowiedziałem dobrze. Cała gra zajęła mi 50 minut, nie miałem pojęcia o co chodzi, a odpowiedziałem dobrze – nie strzelając, ale eliminując najmniej prawdopodobne odpowiedzi. Być może jest to jakiś sposób, ale na pewno mało satysfakcjonujący.

Równie mało satysfakcjonująca jest nowa mechanika, a więc przesłuchania napotykanych ludzi, ewentualnych świadków lub podejrzanych. Już pomijam dramatyczny wygląd bazy Antares, bo w końcu jesteśmy w latach 70., więc chociaż to kolejny dla mnie minus, to chociaż zrozumiały. Niezrozumiała jest dla mnie za to sytuacja, w której podejrzany po udzieleniu 3 pełnych odpowiedzi lub 3 typu „nie wiem o co chodzi”, może zrezygnować z przesłuchania i wyjść, zostawiając nas z kolejnymi pytaniami, na które już nigdy nie poznamy odpowiedzi.

Przesłuchania działają bowiem tak, że wpisujemy ogólne hasło, typu przedmiot czy czyjeś nazwisko, by czegoś dowiedzieć się na dany temat od osoby siedzącej po drugiej stronie stołu w ciemnym pomieszczeniu na komisariacie. Jeśli zrobimy literówkę, usłyszymy „nic nie wiem na ten temat” i mamy już 1 z 3 odpowiedzi, po których przesłuchanie się zakończy. Jeśli użyjemy złego synonimu: to samo. Trzeba też wiedzieć, że musimy wpisać samo nazwisko, bo imię i nazwisko również jest „literówką”. Znalezienie odpowiednich słów to frustrująca przygoda, której mam nadzieję nie powtórzy wydawnictwo w kolejnych sprawach.

Jak więc widzicie, fanem Drugiego dna zdecydowanie nie zostałem. Fabularnie była to nuda, klimat wolę zdecydowanie z czasów współczesnych, bo podczas gry i tak go nie czuć, a nowa mechanika przesłuchań zupełnie nie zdała egzaminu. „Wisienką” na torcie był fakt, że nie mając pojęcia co się wydarzyło idealnie rozwiązałem sprawę, co w poprzednich nigdy mi się nie zdarzyło. Detektywa nie przekreślam, ponieważ bardzo podoba mi się system i na pewno zagram w kolejne sprawy, niestety Drugie dno to dla mnie faktycznie dno i mam nadzieję, że Sezon 1 wróci do tego, co znamy z podstawowej wersji Detektywa, a to był tylko wypadek przy pracy. Zapewne tak właśnie będzie, bo Sygnowana Seria jest odrębnym bytem, dlatego trzymam kciuki i czekam na kolejne sprawy.