Detektyw, Kroniki zbrodni czy Sherlock Holmes? Rozwiążmy tę zagadkę!
Detektyw i Kroniki zbrodni miały premierę w podobnym czasie i praktycznie cały czas od tamtego momentu pojawiają się pytania i prośby o porównanie obu tytułów. Do tego doszedł jeszcze niedawno Sherlock Holmes: Detektyw doradczy, a więc trzecia detektywistyczna gra do kolekcji. Postanowiłem więc rzucić nieco światła na wszystkie trzy gry w jednym tekście. Zobaczcie co je łączy i co dzieli, a potem podejmijcie decyzję którą z nich kupić. Którą lub które.
Czas rozgrywki
Detektyw: Grałem na 2 i 4 osoby i scenariusze trwały po 3h. Gdy trzy kolejne scenariusze grałem sam, zajmowały mi ok. 90 minut.
Kroniki zbrodni: Tutaj samemu kończę zwykle w 60-90 minut. Przy większej liczbie osób (2+) czas ten zwykle zwiększa się o mniej więcej 30 minut.
Sherlock Holmes: W niego grałem tylko solo. Sporo czytania i kombinowania, a także największy poziom trudności sprawiły, że średnio jeden scenariusz zajmował mi 2-3h.
Mechanika
Detektyw: To w zasadzie rozbudowana gra paragrafowa. Tylko, że zamiast typowej księgi (jak w Sherlocku) mamy karty – każda ma swój numer i odsyła nas do innych numerów. Przecież to samo robimy w paragrafówkach. Tu jednak dostajemy również żetony do wykorzystania przy niektórych opcjach, mechanikę czasu i stresu no i oczywiście bazę Antares, która uzupełnia informacje z kart, a także pozwala poczuć się jak prawdziwy detektyw.
Przeglądanie akt osobowych, czytanie raportów czy zapisów z przesłuchań, wprowadzanie odcisków palców i próbek DNA, do tego posługiwanie się internetem w celu znalezienie dodatkowych informacji lub zaglądanie do Google Maps – wow! Wszystko to pozwala wczuć się w klimat i sprawia, że Detektyw to niesamowite doświadczenie! Zasady są proste, ale to, w jaki sposób oddają wcielanie się w agentów, którzy starają się rozwikłać kolejne sprawy, jest znakomity.
Na minus trzeba zapisać raport końcowy, w którym odpowiadamy na kilka pytań kluczowych dla sprawy i kilka dodatkowych, dotyczących pobocznych wątków. Punktacja jest tu bardzo dziwna i można sprawę przegrać rozwiązując najważniejszą kwestię, można też wygrać nie mając pojęcia o głównym wątku, ale zbierając dużo informacji o wątkach pobocznych. To trochę tak, jakby przeszedł do nas ktoś z pytaniem kto zabił jego żonę, a my byśmy mu opowiedzieli o romansach jej koleżanek – i gość byłby zadowolony z naszej pracy.
Osobiście sugerowałbym więc olać wynik i cieszyć się doświadczeniem! A jak poszło ewidentnie kiepsko, to zagrać jeszcze raz wybierając inne wątki. Pojawi się uczucie „gry na kodach”, ale moim zdaniem odkrycie historii jest o wiele ważniejsze od tego ile punktów udało się zdobyć.
Kroniki zbrodni: Gra wydawnictwa Fox Games to przede wszystkim zabawa telefonem. Aplikacja jest tu bowiem niezbędna. Wszystkie karty w grze, a więc karty lokacji, postaci, przedmiotów i naszych pomocników, mają swoje kody QR. Gdy wybierzemy scenariusz, który chcemy rozegrać, odpalamy go w aplikacji. Szef wprowadza nas w sprawę, a następnie musimy działać. Żeby odwiedzić jakąś lokację: skanujemy kod danej lokacji. Chcemy porozmawiać z kimś na miejscu: skanujemy kod postaci. Chcemy zadać jej pytanie o jakiś przedmiot lub inną postać: skanujemy odpowiedni kod.
Trzeba wspomnieć również o unikalnej w kontekście tych trzech tytułów rzeczy: oględzin miejsc zbrodni. Kroniki pozwalają nam bowiem obejrzeć każde miejsce zbrodni i to nawet z wirtualnej rzeczywistości, jeżeli mamy okularki i odpowiedni smartfon. Jeżeli nie, to będziemy mogli palcem przesuwać po pomieszczeniu i szukać śladów. Wszystko, co zauważymy na miejscu zbrodni, powinniśmy wyjąć z talii przedmiotów, a następnie zbadać, czy jest to rzecz ważna dla sprawy, czy też tylko zwykły przedmiot.
Każda akcja zabiera nam czas, a ten ważny jest dla naszej końcowej punktacji. Czasem musimy też poczekać na wykonanie badań lub na spotkanie z kimś.
Na koniec sprawy zdajemy raport odpowiadając na kilka pytań: oczywiście również skanując odpowiednie kody. Odpowiedzi i czas, w którym udało nam się do nich dojść, dają nam końcowy wynik.
Sherlock Holmes: W tym przypadku mamy przedstawiciela typowej gry paragrafowej. Mamy dużo czytania i poza kilkoma drukowanymi materiałami nic ponadto. Wszystkie lokacje na mapach, które możemy odwiedzić, oznaczone są odpowiednim numerkiem. Podobnie jak ludzie, których możemy spotkać w Londynie. Każda księga spraw ma tylko te numery, które faktycznie mają znaczenie dla tej sprawy, a naszym zadaniem jest podążać za nimi – najlepiej w jak najmniejszej liczbie, bowiem im szybciej znajdziemy rozwiązanie, tym lepiej. Zabito pana X? Szukamy w książce adresowej gdzie jest jego dom i idziemy pod ten numer. Tam okazuje się, że pan Y zostawił na miejscu po sobie jakiś ślad. Ponieważ pan Y pracuje w szpitalu XYZ, to szukamy go na mapie i tam się udajemy. I tak aż do momentu, gdy będziemy mieli pewność, że znamy rozwiązanie.
Na koniec odpowiadamy na kilka pytań i porównujemy nasze odpowiedzi z faktycznymi wydarzeniami. Za każdą prawidłową otrzymujemy punkty. Dowiadujemy się też ilu wątków potrzebował Sherlock na rozwiązanie sprawy. My z pewnością będziemy mieli ich więcej, więc za każdy „nadprogramowy” musimy odjąć sobie 5 punktów. Jeśli zostanie nam ponad 100, wygraliśmy z Sherlockiem.
Podobnie jednak jak w pozostałych tytułach, gra na punkty nie ma tu sensu. Bawmy się rozwiązywaniem zagadek i przyklaśnijmy sobie, jeżeli dobrze odpowiedzieliśmy. A czy zrobiliśmy to po 15, czy po 25 „numerkach”, to już naprawdę drugorzędna kwestia.
Regrywalność
Każdy scenariusz/kampania to zamknięta całość, do której ma sens wracać jedynie w przypadku amnezji. Ewentualnie po latach, gdy już zupełnie zapomnimy co tam się w nich działo.
Plusem tego jest to, że gry możemy kupić, przejść i sprzedać. Dzięki temu z minimalnym nakładem finansowym przeżyjemy niesamowite przygody.
„Minusem” jest to, że jeśli spodoba nam się rozwiązywanie zagadek w Detektywie i Kronikach zbrodni, to obie te gry będą rozbudowywane, więc nie warto sprzedawać podstawek, jeżeli mamy chrapkę na dodatki. Jedynie Sherlocka możemy oddać bez wyrzutów sumienia, chociaż wydany jest tak wspaniale, że warto zostawić go na regale dla ozdoby 🙂
Ale… Nie wiem, czy to kwestia mojego lamerstwa, czy może Detektyw jest tak dziwnie skonstruowany, ale chociaż wszystkie cztery pierwsze sprawy poszły mi w miarę ok (przynajmniej jeśli chodzi o wyniki), to zakończenie kampanii było dla mnie jak zakończenie serialu „Lost” – tyle godzin, a ja nadal nie wiem o co chodzi. Podążyłem nie za tym wątkiem, za którym powinienem, więc podsumowanie całej gry wyszło tak, że ostatnia partia zajęła mi godzinę i nie dowiedziałem się absolutnie niczego, a czytając pytania i odpowiedzi zupełnie nie wiedziałem czego dotyczą…
Jak już pisałem, Detektyw to taka rozwinięta gra paragrafowa, więc jak na początku poszedłem w złą stronę, to już ciężko było wrócić. Tym bardziej, że skąd miałem wiedzieć, że to niewłaściwy kierunek? W efekcie mocno zajarany grą skończyłem z ogromnym niedosytem nie wierząc, że tak kończy się ta epicka przygoda… Z drugiej strony mogłem zagrać po raz drugi i w zasadzie nie tykać kart, które użyłem za pierwszym razem. Nie dlatego, że je znałem, ale to było zupełnie inne „drzewko” decyzji. Szkoda tylko, że to wszystko tak niewiele się przenika i jeżeli na początku podejmiesz złą decyzję, to może się okazać, że cały scenariusz zrobiłeś w zasadzie bez sensu. Niemniej drugie podejście poszło mi o wiele lepiej i moja ciekawość została zaspokojona. I praktycznie czułem, jakbym grał w ten scenariusz po raz pierwszy 🙂
Poziom trudności
Kroniki zbrodni: Kroniki zbrodni dają nam największą swobodę, ponieważ to my decydujemy o czym rozmawiamy z każdą z postaci. To jednak sprawia, że jest to również najłatwiejsza gra. Mogąc każdego zapytać o wszystko i wszystkich dostajemy tyle informacji, że czasem naprawdę niewiele pozostaje nam luk do wypełnienia przez nas samych.
Warto jednak zauważyć, że scenariusze w grze mają trzy poziomy trudności: niski, średni i wysoki. I to faktycznie widać podczas gry, dlatego te najłatwiejsze można potraktować jako naukę zasad i tego, na co warto zwracać uwagę podczas gry, a średnie scenariusze pozwolą już trochę pogłówkować. Najtrudniejsze naprawdę zmuszają do myślenia.
Detektyw: Pod względem trudności Detektyw plasuje się w środku stawki. Z jednej strony możemy zdobyć w trakcie gry sporo informacji, które pozwolą nam prawidłowo odpowiedzieć na końcowe pytania, ale z drugiej i tak pozostanie sporo luk, które musimy sami uzupełnić. Nie wspominając już o tym, że mając ograniczony czas możemy pójść w złym kierunku w sprawie, co skończy się totalną katastrofą.
Sherlock Holmes: Tu musimy wykonać najwięcej pracy detektywa, ponieważ sposoby i liczba zdobywanych informacji są najbardziej ograniczone. Wiele luk w każdej historii musimy zapełnić naszą dedukcją – dokładnie jak robił to Sherlock Holmes. W pewnym momencie możemy uznać, że wciąż nic nie wiemy, ponieważ nie ma nic podane na tacy, ale jeśli robiliśmy dobre notatki, to na pewno ze zdobytych informacji wyłania się obraz całej sytuacji – trzeba tylko połączyć fakty.
Fabuła
Detektyw: Gra Portalu to pięć połączonych ze sobą spraw, które tworzą całą kampanię. Jeśli więc zaczniemy z kimś grę, warto byłoby kontynuować z tymi samymi osobami już do końca. Ewentualnie można te osoby „wyciąć” (sam tak zrobiłem), ale dodawanie nowych już trochę mijałoby się z celem.
Fabularnie jest fajnie, historia rozwija się w ciekawy sposób, a kolejne scenariusze potrafią zaskakiwać. Dla mnie największy minus jest taki, że po skończonej grze nadal mam w głowie wiele pytań bez odpowiedzi. I w sumie nie wiem, czy jeśli przeczytałbym wszystkie karty i informacje w grze, to bym je otrzymał. Niemniej bawiłem się świetnie, a gdy zacząłem grać sam i nie musiałem liczyć na inne osoby w kontekście tego, kiedy znów będziemy mogli zagrać, to cztery sprawy pyknąłem w tydzień. Wciągnęło mnie, a to bardzo dobry objaw i dowód na to, że jest dobrze!
Kroniki zbrodni: Tu mamy do czynienia z pojedynczymi scenariuszami, które są niezależne od siebie. Są trzy składające się na mini kampanię, ale resztę można rozgrywać w dowolnej kolejności i dowolnym składzie. Nie będę wchodził w szczegóły, żeby nie spoilerować, ale chociaż są scenariusze lepsze i gorsze, to wszystkie różnią się od siebie i warto zagrać w każdy.
Sherlock Holmes: W tym przypadku mamy do czynienia z podobną sytuacją, co w Kronikach zbrodni. W grze znajduje się 10 scenariuszy, z których 4 tworzą kampanię o Kubie Rozpruwaczu, a reszta jest całkowicie niezależna od siebie. Wszystkie faktycznie mają klimat „sherlockowy” i stawiają przed nami ciekawe i różne zagadki do rozwiązania.
Skalowalność
Nie będzie na pewno zaskoczeniem, że najlepiej grało mi się solo 🙂 Jeśli chodzi o skalowalność, to grać można w zasadzie w dowolnym składzie osobowym i niezależnie od liczby graczy można się przy każdej z gier świetnie bawić. Mi jednak bliżej do samotnego Sherlocka (nawet bez Watsona!) niż całego zespołu z Criminal Minds. I chociaż samemu jesteśmy ograniczeni tylko naszymi domysłami i fantazją, co czasem jest przeszkodą, to jednak zauważyłem, że częściej było to zbawieniem. Grało się szybciej, a za wszystkie zwycięstwa mogłem pogratulować tylko sobie, a wszystkie porażki wziąć na klatę i wyciągnąć z nich wnioski.
Było to ważne, bo w jednym scenariuszu Kronik zbrodni reszta ekipy przekonała mnie, żeby inaczej odpowiedzieć, bo tak im się wydawało. Ja twierdziłem, że nic tego nie potwierdza oprócz ich domysłów, a fakty są takie, że zrobił to ktoś inny. I miałem rację.
Jeśli więc lubicie/chcecie rozwiązywać zagadki ze znajomymi, to nie ma sprawy – każda gra świetnie się do tego nada. Jeśli z kolei lubicie grać solo, to również będzie świetnie. A może nawet lepiej.
Przyszłość
Detektyw: Już w marcu ma mieć premierę kolejna kampania, która przeniesie nas do słonecznej Kalifornii z lat 80. Trzy połączone ze sobą sprawy pozwolą nam pobawić się w Axela Foleya z „Gliniarza z Beverly Hills”. To jednak nie koniec, bo wiadomo już, że za kolejne scenariusze odpowiadać będą Mike Selinker (Pathfinder) i Rob Daviau (twórca systemu Legacy). A to tylko pierwsi ze znanych autorów gier, którzy mają maczać swoje palce w przygodach do Detektywa.
Kroniki Zbrodni: Również w marcu pojawi się pierwszy dodatek Noir, który wprowadzi nieco mrocznego klimatu do gry i zmieni mechanikę naszych pomocników, zastępując ich czterema akcjami. Będą to cztery nowe scenariusze, a wkrótce po nich powinien pojawić się kolejny dodatek, Welcome to Redview, który do gry wprowadzi… kostki. A graczy wprowadzi w klimat znany ze „Stranger Things”.
Sherlock Holmes: Tu mamy zamkniętą całość. Co prawda przygody Sherlocka pojawiły się również dwóch kolejnych „tomach”, ale każdy z nich tworzy zamkniętą całość. Oznacza to, że po przejściu 10 spraw w pudełku, grę możemy sprzedać, ponieważ nawet, jeżeli Rebel zdecyduje się wydać kolejne części (na co bardzo liczę!), to i tak ta do niczego nam się w kontekście nowych nie przyda. Natomiast Detektyw i Kroniki zbrodni to podstawy „systemów”, które będą rozwijane.
Podsumowanie
Przede wszystkim, jeżeli lubicie rozwiązywać sprawy kryminalne lub chcielibyście spróbować tego typu zabawy, to jestem w stanie polecić każdy z tych tytułów i sądzę, że prędzej czy później powinniście wypróbować każdy z nich!
Są jednak pewne różnice między nimi, które sprawiają, że na początek któryś z nich może być lepszy. Jeśli więc liczy się dla was:
Regrywalność i czas gry: Każda gra jest jednorazowa, ale Sherlock ma najwięcej spraw (10) i rozwiązuje się je najdłużej. Można go też sprzedać, ponieważ nie będzie do niego dodatków. Proponuję więc kupić Sherlocka, przejść go, sprzedać i kupić Detektywa lub Kroniki, które będą dalej rozwijane.
Klimat: Każda gra jest nieco inna, ale ogólnie największy klimat daje Detektyw: kampania bardzo wciąga, baza Antares jest znakomita, cała mechanika najlepiej oddaje klimat rozwiązywania sprawy.
Poziom trudności: Jeśli chcecie zacząć od czegoś najprostszego, bo nie wiecie czy to w ogóle zabawa dla was i czy odnajdziecie się w takim klimacie, to Kroniki zbrodni będą na początek najlepsze. Są też najbardziej chyba zbliżone do typowej „gry”. Jeśli zależy wam jednak najbardziej na wyzwaniu, to Detektyw i Sherlock zmuszą was do wejścia głęboko do swojego „pałacu pamięci” 🙂
Skalowalność: Każda gra bardzo dobrze sprawdza się w dowolnej kombinacji osób, dlatego tu bardziej wybór uzależniłbym od tego, czy macie stałą ekipę do gry, czy wolicie grać z różnymi osobami, czasem solo, czasem ze swoją druga połówką, czasem ze znajomymi. Detektyw najlepiej sprawdza się w tym samym gronie, więc stała ekipa jest w tym przypadku najważniejsza (może być to ekipa składająca się z 1 czy 2 osób, byle zawsze tych samych 🙂 Sherlock i Kroniki oferują zarówno mini kampanie, jak i pojedyncze scenariusze, dlatego najlepiej sprawdzą się, jeśli macie zamiar grać w różnych składach osobowych i liczbowych: kampanię można zrobić samemu lub we dwójkę, bo najlepiej, gdy robi się je szybko, żeby nie zapomnieć o szczegółach, a resztę scenariuszy pokazywać różnym znajomym lub walnąc jakiś solo choćby z ciekawości, czy bez pomocy innych też damy radę.
Technologia: Jeśli jesteście planszówkowymi purystami, którzy powtarzają, że nie po to gracie w gry planszowe, żeby używać do tego komputerów i telefonów, to zdecydowanie Sherlock jest grą, którą powinniście wybrać.
Detektyw zmusza do pracy przy komputerze w bazie Antares, czasem też do wyszukiwania rzeczy w internecie. Jest tego trochę, ale chociaż sam nie lubię specjalnie korzystać z takich pomocy przy grach planszowych, to Antares robi świetny klimat i naprawdę się przydaje. Nie przeszkadzało mi to ani trochę.
Z kolei Kroniki zbrodni w zasadzie całkowicie opierają się na korzystaniu ze smartfona, więc przed zakupem musicie być tego świadomi. Na pewno nie będzie to „system” dla każdego, bo na stole mamy tylko pozbawione tekstu (oprócz nazw) karty przedmiotów, lokacji i pomocników.