Miasteczka (Tiny Towns) – recenzja
Miasteczka to gra, na której pojawienie się w polskiej wersji językowej (i w mojej kolekcji) czekałem dość długo i ze sporą niecierpliwością. Z wielu stron dobiegały mnie głosy, że to fajna lub bardzo fajna gra, a obecność wariantu solo sprawiła, że tytuł ten natychmiast powędrował na listę życzeń. Wydawnictwo All in Games zdecydowało się wydać Tiny Towns po polsku, a ja w końcu mogłem sprawdzić o co tyle hałasu.
Co w pudełku?
Trzeba przyznać, że te małe miasteczka potrzebują nie lada drewna, bo w pudełku znajdziemy go od groma. Nie dość, że dostajemy 132 budynki w 8 różnych kształtach i kolorach, to jeszcze dochodzi do tego 90 surowców w 5 kolorach. Poza tym w wyprasce, która dobrze mieści wszystkie elementy, znajdziemy trochę kart, plansze graczy i duży, gruby notes punktacji.
Karty budynków są nietypowych, sporych rozmiarów, okraszone kolorowymi i całkiem ładnymi grafikami. Ogólnie gra prezentuje się naprawdę dobrze – może bez fajerwerków, ale na stole wygląda to bardzo sympatycznie i zachęcająco.
Przygotowanie gry
To jest stosunkowo proste, chociaż jeśli jesteście fanami porządku i organizacji, to rozłożenie każdego rodzaju budynków i surowców trochę zajmuje, jeżeli nie posiada się odpowiedniego „sprzętu” w postaci pudełka trzymającego wszystko w jednym miejscu. Ja na szczęście nie przywiązuję do tego takiej wagi i trzymam wszystko w dwóch workach foliowych.
Poza tym wybór jednej karty z każdego rodzaju też jest swego rodzaju upierdliwy. Niemniej przygotowanie do gry nie trwa długo (a przynajmniej nie musi trwać długo), co uznaję za plus.
Zasady i mechanika
Instrukcja jest bardzo krótka, a zasady niezwykle proste, więc zacząć grę możemy bardzo szybko po otwarciu pudełka. W swojej turze, a w grze solo tylko takie mamy, wybieramy jedną z trzech kart surowców i przedstawiony na niej surowiec kładziemy w wybranym przez siebie miejscu na planszy gracza. Dobieramy kolejną kartę w miejsce tej wybranej, by w kolejnej rundzie mieć znów wybór z trzech kart… i w zasadzie tyle.
No dobra, jest coś jeszcze. Każdy budynek ma swój wzór przedstawiony za pomocą konkretnych surowców. Jeżeli uda nam się taki wzór stworzyć na planszy gracza (dowolnie obrócony, a nawet w lustrzanym odbiciu), możemy na koniec tury wykorzystać te surowce do budowy danego budynku. Kładziemy go wtedy na dowolnym miejscu zajmowanym przez surowce potrzebne do jego budowy (oczywiście „wydając” je najpierw z planszy).
I teraz to już naprawdę wszystko. Budynki dają nam punkty na koniec gry lub jakieś bonusy w trakcie, a gramy tak długo, aż będziemy mieli jakiekolwiek miejsce na planszy. Gdy zabraknie nam miejsca, by dołożyć surowiec i nie będziemy mogli wybudować już żadnego budynku, pora zliczyć punkty. W wariancie solo mamy pewne stopnie punktacji do osiągnięcia, ale teoretycznie przegrać nie możemy. Chyba, że uznamy wyjątkowo słaby wynik za własną porażkę.
Wrażenia z rozgrywki
Miasteczka są naprawdę… cwane. Do tego świetnie wyglądające, z fajnymi, kolorowymi grafikami i całym tym unikalnym drewnem. Ja jednak z rozgrywki nie czerpałem takiej przyjemności, jakiej się spodziewałem. Dla początkujących graczy może to być bardzo ciekawa i regrywalna pozycja, natomiast moim zdaniem doświadczeni gracze będą się tu nudzić. Tak jak ja. Gdy wylosujemy już budynki, łatwo jest ogarnąć to, które dadzą nam największą liczbę punktów oraz które i gdzie stawiać. Tym bardziej, że każdy ma swój koszt, który też wpływa na naszą decyzję, bowiem jeśli będziemy chcieli zrobić zbyt dużo budynków z np. cegłą, możemy być pewni, że tych cegieł zabraknie.
Oczywiście w trakcie gry nie jest to już takie proste, bo mogą nie pojawiać się odpowiednie surowce, a i miejsca może nam nieco zabraknąć, ale mimo wszystko najczęściej wtedy ograniczamy straty punktowe, zamiast modyfikować plan, bo na to czasu już i tak nie ma. A gdy mamy plan, gra staje się automatyczna, a decyzje minimalne. Jednym słowem: nic ciekawego.
Jest jeszcze jeden problem, który pojawia się co prawda w zasadzie tylko w wariancie solo, ale to o nim przecież głównie tu mówię. Chodzi o „drabinkę wyników”, które można zdobywać solo. Sam fakt, że nie można przegrać grając w pojedynkę sprawia, że gra staje się mniej atrakcyjna dla graczy solo. Wystarczy choćby zrobić tak, jak w Podwodnych miastach, gdzie do zwycięstwa potrzeba mieć na koniec gry minimum 7 miast i 100 punktów, by zadowolić wielu graczy. Tu mamy tylko tabelkę, która mówi nam, jak nam poszło. Czasem to wystarcza, jeżeli sama rozgrywka jest naprawdę fajna, a przedziały punktowe sensownie zrobione (za przykład niech posłuży choćby Roll Player). Tu mamy jednak sytuację, w której nie znając dobrze gry w pierwszej partii trafiłem na budynki, dzięki którym zdobyłem 44 punkty, podczas gdy najlepszy wynik to 38+. Jak więc widać, losowość w budynkach też wpływa na końcowy wynik, co z kolei źle wpływa na moje morale.
Miałem pewne wątpliwości, czy moje uwagi do Miasteczek są na pewno słuszne, może to tylko ja stałem się zbyt wybredny. Ale kilka dni później zagrałem w Sprawlopolis i szybko zrozumiałem, że pod powyższymi słowami mogę się z pełnym przekonaniem podpisać. Tam mamy mnóstwo trudnych decyzji do podjęcia, a wynik, który musimy osiągnąć, żeby wygrać, zmienia się w zależności od tego, jakie cele mamy do wykonania w trakcie rozgrywki. Brak oczywistych decyzji, ogromna regrywalność, niska cena. A wszystko to w podobnym czasie 10-15 minut na grę.
Podsumowanie
Miasteczka na pewno można uznać za ciekawą grę. Na pewno spodoba się wzrokowcom, początkującym graczom i osobom, które nie grają w pojedynkę. Ja niestety nie spełniam żadnego z tych warunków, dlatego mnie Miasteczka zupełnie do siebie nie przekonały. Losowy wybór budynków na początku fajnie wpływa na samą rozgrywkę i regrywalność, ale ma za duże znaczenie przy końcowej punktacji (w wariancie solo, grając w 2 lub więcej osób każdy ma takie same warunki, więc nie ma to żadnego znaczenia). Obecność konkretnych budynków na początku gry sprawia, że już na samym początku możemy (i nawet powinniśmy) opracować plan na grę. W tym przypadku jednak cała reszta decyzji jest praktycznie automatyczna – jeżeli wiemy co i gdzie chcemy postawić, zaczynając oczywiście od najważniejszych budynków, po prostu bierzemy surowiec, kładziemy go na odpowiednie miejsce, a potem po zgromadzeniu wszystkich potrzebnych stawiamy budynek. Kombinowanie zaczyna się dopiero pod koniec, gdy zaczyna brakować miejsca, ale wtedy z kolei duże znaczenie ma kolejność kart surowców, a więc losowość. Ja koniec końców się nudziłem i jeżeli mam wolne 15-30 minut, żeby zagrać w coś szybkiego, to zawsze wolałbym wyjąć Sprawlopolis, Coffee Roaster czy Szklany szlak.